Rośnie liczba zakupów inwestycyjnych w mieszkaniówce

Dodane dnia 22 lis 2021 w kategorii Domy i mieszkania, Rynek nieruchomości | 0 komentarzy

WIdok na nowy budynek mieszkalny

Obecna hossa w mieszkaniówce pokazała, że mieszkanie tak naprawdę zamiast być dobrem zaspokajającym jedną z podstawowych potrzeb człowieka (czyli dach nad głową) coraz częściej staje się instrumentem inwestycyjnym. W lokale mieszkaniowe inwestuje duży kapitał, chociażby w postaci funduszy emerytalnych szukających sposobu na szybkie i bezpieczne lokowanie kapitału, ale też inwestorzy indywidualni, czyli osoby posiadające jakieś oszczędności.

Zagadnienie spekulacji i zakupów inwestycyjnych na rynku mieszkaniowym coraz częściej pojawia się w publicznej debacie. Wynika to z tego, że od jakichś dwóch lat ceny mieszkań bardzo szybko rosną i zaczynają wyprzedzać wzrost wynagrodzeń. Skutek to spadająca dostępność mieszkań, czyli, przekładając na prosty język, przeciętny Kowalski ma coraz mniejszą szansę na nabycie mieszkania o metrażu odpowiednim do jego potrzeb.

Drożyznę w mieszkaniówce można przypisać działaniu kilku czynników, których nasilenie niefortunnie zbiegło się w czasie: coraz droższa praca budowlańców, coraz droższe materiały, paliwo oraz energia, niska dostępność gruntów i ich rosnące ceny, wciąż nakręcający się popyt. Jak widać są to czynniki o różnym charakterze i różnych podstawach. Niektóre stoją po stronie podaży, inne po stronie popytu. W przypadku tych drugich istotna jest omawiana tu aktywność inwestorów – kreują oni dodatkowy popyt, który napędza wzrost cen mieszkań.

Inwestor szuka sposobu na lokowanie kapitału tak, aby uzyskać z tego jak największy zwrot, a jednocześnie nie obciążać się zbyt dużym ryzykiem. Stąd wybór nieruchomości. Przy czym warto zaznaczyć, iż tak ostatnio chętnie wyciągane przed tablicę fundusze póki co są odpowiedzialne za promil transakcji. Jednocześnie szacuje się, że w skali kraju 30% zakupów mieszkań to transakcje inwestycyjne, a w głównych miastach może to być nawet 70%. Oznaczałoby to, że za większość tego popytu są odpowiedzialni średni i mali inwestorzy: firmy szukające sposobu na lokowanie nadwyżek kapitałowych oraz osoby chcące uratować swoje oszczędności przed galopującą inflacją.

Z jednej strony można bronić kompletne swobody inwestowania, bo w końcu służy to zabezpieczaniu oszczędności. Z drugiej – taka aktywność inwestycyjna sprawia, iż mieszkania są coraz mniej dostępne dla tych, którzy potrzebują ich w celu zaspokojenia swoich potrzeb. W wielu statystykach widać, że odstajemy od Europy jeśli chodzi o standard naszych mieszkań oraz liczbę metrów kwadratowych przypadających na jednego lokatora. Niestety, pod wpływem coraz większej drożyzny, średnia powierzchnia mieszkania w Polsce spada. Swobodna działalność inwestorów tylko pogarsza stan rzeczy.

Obrońcy hurtowych zakupów mieszkań wskazują na fakt, iż później trafiają one na rynek wynajmu i są oferowane w ramach najmu instytucjonalnego. Prowadzi to do zwiększania standardu wynajmu oraz obniżania czynszów. Jako przykład podaje się naszych zachodnich sąsiadów, gdzie już niemal połowa obywateli żyje w wynajmowanych lokalach. W Holandii zaś jest to ok. 30%. Czy to jednak oznacza automatycznie, iż my mamy dążyć do takich parametrów? Póki co Polacy zdecydowanie preferują własność i nawet w obecnej, ciężkiej sytuacji, starają się kupić lokal. Pomaga im w tym łatwo dostępny, tani kredyt, jednak nieuchronne kolejne podwyżki stóp procentowych zmienią sytuację. Potrzebne byłoby też ograniczenie popytu inwestycyjnego, a to można osiągnąć na różne sposoby. W Berlinie np. dojdzie do przymusowego wykupu ponad 250 tysięcy mieszkań posiadanych przez firmy zajmujące się wynajmem. W stolicy Holandii zaś przez 4 lata od nabycia mieszkania o wartości niższej niż 512000 euro nie będzie można jej wynajmować. Jedną z opcji jest też progresywny podatek katastralny, czyli obciążenie fiskalne zależne nie tylko od wartości lokalu, ale też od liczby mieszkań posiadanych przez tego właściciela. Sytuacja na zachodzie pokazuje nam, że aktywność inwestorów na rynku mieszkaniowym szybko staje się problemem i przydałoby się u nas spróbować mu zapobiec, zamiast walczyć z nim, gdy już będzie poważny.

Tagi:

Dodaj komentarz