Berlin odbiera mieszkania funduszom inwestycyjnym

Dodane dnia 6 sie 2020 w kategorii Wiadomości | 0 komentarzy

Za koniunkturę na rynku nieruchomości w coraz większym stopniu odpowiedzialni są nie ludzie zaspokajający swoje potrzeby mieszkaniowe, ale inwestorzy. Bardzo często są oni powiązani z dużym kapitałem międzynarodowym, przez co ich zachowania nie korelują ze stanem lokalnej gospodarki. Skutkiem tego jest windowanie cen nawet wtedy, gdy makroekonomiczna sytuacja nie powinna do tego prowadzić, a przeciętnie zarabiającą osobę nie stać na własne mieszkanie. Czy można temu zaradzić?

Berlin się buntuje

Pomysł regulowania rynku mieszkaniowego pojawił się za naszą zachodnią granicą, w Berlinie. Jest to reakcja na galopujący wzrost cen wynajmu. Istotne jest tu kilka czynników, przede wszystkim to, że w Berlinie 85% mieszkańców zyje w wynajmowanym lokum. Prognozy pokazują, iż przy obecnym tempie wzrosu stawek czynszów, niemal połowy Berlińczyków nie będzie stać na to, aby pozostać w mieście na emeryturze. Walka z inwestorami jest więc też walką o życie miasta.

Fundusze zabijają miasto

Na rynku mieszkań na wynajem fundusze inwestycyjne są dominującym graczem. Nie oznacza to wcale, że są dobrze widoczne. Zazwyczaj ukrywają się za fasadą podmiotów mających na celu optymalizację podatkową. Gdy próbuje się prześledzić, kto jest właścicielem danego mieszkania, trop często kończy się na skrzynce na listy w którymś z rajów podatkowych. W ten sposób kapitał nie partycypujący w budowaniu lokalnego dobrobytu korzysta z ekonomicznej siły miasta i powoduje obniżanie jakości życia w nim.

Dzięki przeprowadzonym w Berlinie śledztwom dziennikarskim udało się oszacować, że w rękach takich spółek-cieni znajduje się około 250 tysięcy lokali mieszkalnych tego miasta.

Tak było

W latach 60. w Berlinie prowadzono politykę mającą na celu dużą dostępność tanich mieszkań. Właścicielami lokali było miasto i zakłady pracy. Niskie czynsze nie miały jednak pobudek socjalistycznych, ale czysto kapitalistyczne – zakładano, że przy niewielkich stawkach najmu można też utrzymać niskie płace, przez co lokalny przemysł będzie bardziej konkurencyjny.

Wszystko zaczęło się zmieniać po 2000 roku, gdy te potężna zasoby mieszkaniowe trafiły do sprzedaży. Ze strony miasta było to elementem strategii oszczędności (pozbywanie się nadmiernych obciążeń administracyjnych), a ze strony przedsiębiorstw – odchudzania struktur, tak aby móc się skupić na rdzeniu swojej działalności. Efektem tego było stopniowe wykupienie lokali mieszkaniowych przez fundusze inwestycyjne, co obecnie przyniosło skutek w postaci błyskawicznego i wciąż trwającego wzrostu czynszów.

Tak jest

Szczęście w nieszczęściu Berlina, to wciąż istniejące silne i rozbudowane prawo chroniące lokatorów. Istotne są też istniejące związki lokatorów, które ułatwiają radzenie sobie w sytuacjach konfilktowych z wynajmującym, m.in. pozwalają uniknąć kosztów sądowych lub bezpłatnie skonsultować się z prawnikiem, chociażby w kwestii zasadności podwyżki czynszu.

Negatywna rola funduszy poelga na tym, że w dużym stopniu zmonopolizowały one rynek wynajmu mieszkań. Do tego często są to spółki giełdowa, co oznacza, iż główną wytyczną ich działania jest maksymalizacja zysku, przy czym robią to w oderwaniu od interesu lokalnej społeczności – w końcu decyzje podejmowane są często przez ludzi żyjących gdzie indziej, np. w innym kraju.

Po protestach mieszkańców władze Berlina zdecydowały się na radykalny krok – na 5 lat zamroziły stawki czynszów. Oznacza to, że właściciel mieszkania nie może podnieść ceny wynajmu.

Obecnie w Berlinie nasila się ruch mający na celu doprowadzenie do wywłaszczenia funduszy. Podstawą prawną miałby być zapis z niemieckiej konstytucji, mówiący o możliwości uspołecznienia własności prywatnej, jeżeli funkcjonuje ona w formie monopolu i tym samym zagraża dobru wspólnemu.

Źródło:
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,26178814,jak-odebrac-250-tysiecy-mieszkan-prywatnym-firmom-trzeba-miec.html

Tagi: ,

Dodaj komentarz